Robota i to jaka.
Jesteśmy totalnie styrani. Ubiegły weekend i dzisiejszy zasuwaliśmy na budowie sprzątając po naszych majstrach. Uskładaliśmy wory śmieci. Dokonaliśmy ekologicznej segregacji, czyli plastik do jednego wora, metal do drugiego, resztki blachy, styropianu, drewna, które mogą się do czegoś przydać na górę, do pokoju nad garażem, bo tam okna nie będą wstawiane.Drewno do spalenia na stertę za domem. Potem hajda szczotką po betonie. Dziś wiał silny wiatr i psuł nam robotę, ale i tak mnóstwo wiórów, odłamków, pyłu udało się wyprowadzić na zewnątrz. Jak będzie robiony śmietnik, to zakopiemy wszystko pod nim.
Okazało się,że znaleźliśmy prawie skrzynkę butelek po wódce. Nie wiem, którzy tak szaleli, czy dachowcy, czy ci robotnicy od Adama. Mam nadzieję, że wszystko jest zrobione dobrze, a te volty były na rozgrzewkę w chłodne jesienne noce. Ale przyznam, że oczy mi wyszły z orbit, jak zobaczyłam ile tego wypili w dość krótkim czasie. Majster nie pije, więc chyba ci robotnicy we dwóch się raczyli. I taka jest ta nasza polska rzeczywistość.
Mąż przeniósł też resztki dachówki do naszej spiżarki. Niech czeka, bo pójdzie na daszek do śmietnika a może i na daszek drewutni. Chłop urobił się po pachy, bo ciężka ta ceramika okrutnie.
Ja szaleję też w ogrodzie Na tyłach posadziłam pięć róż. Gdzieś w kącie ogrodu głóg. Wygląda na to, że drzewka się chyba przyjęły. Poodsłaniałam kopczyki, podlałam je, bo susza wielka, zasiliłam nawozem, niech rosną. Zaczęły puszczać tulipany, hiacynty i floksy. Bardzo mnie to ucieszyło.Chociaż też ta robota dała mi w doope...Ale niech tam.
Córcia zabezpieczona przed atakiem pyłowym pomaga nam w pracy