Coś się zaczyna dziać
Pojechaliśmy w czwartek na inspekcję. Z daleka patrzymy coś zielonego na naszym dachu. Niepewnie podjeżdżamy. Cichuteńko, nikogo nie ma, front pracy rozłożony, cztery krokwie postawione, majstrów brak. Robi się coraz zimniej i coraz bardziej mży. No nic. Czekamy. W międzyczasie zbieramy grzyby - maślaki, oczywiście na naszej działce. Zebraliśmy około kilograma, może więcej. W końcu wsiedlismy w samochód i pojechaliśmy do domu. Oczywiście telefon do Adama.
Na drugi dzień koło 13 jedziemy na budowę. Majstry są i pięknie pracują. Przez pół dnia postawili cztery kolejne krokwie, i brali się za następne. No cóż, wyżaliliśmy się, ale majstry pokombinowali różne miny, i niewile sobie z tego wszystkiego robili.
Pan Adam stwierdził,że odwołanie ich nic nie da, bo są sprawdzeni i dobrze robią, i trudno, nie ma sensu brać kogoś nowego. Po pierwsze, tak od razu trudno kogoś zgodzić, dwa -inni też łapią fuchy, trzy -nikt nie da gwarancji na ich robotę. No dobra, trzeba mieć nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie lepiej. Z tych emocji zapomnieliśmy zrobić zdjęć.