Niemiłe zaskoczenie
W piątek, tj.19 pażdziernika pojechaliśmy z mężem na budowę. Pogoda cudna. Ja szczęśliwa, bo myślałam, że dom ma już dach, aż po niebo. Tymczasem zajeżdżamy, a tam cicho sza. Nikogo. Dachu ani troszkę nie przybyło. Jak przybili murłaty, tak do tej pory pozostało. Oj, zmartwiliśmy się. Dzwonimy do majstra, nie odbiera. No ładnie. Nie wiadomo co dalej. Stawiamy hipotezy. Ja wymyśliłam, że pewnie cieśla złapał robotę na boku i zamiast do nas, w poniedziałek poszedł gdzie indziej. U nas już i tak miał wszystko zaklepane. Pan Adam nie dzwonił, bo nam zdrowia nie chciał psuć, a może było mu głupio. Hipoteza -dwa i trzy-, że któremuś z majstrów coś złego sie przydarzyło, i tak bywa. W końcu pan Adam odebrał telefon i okazało się, że hipoteza pierwsza była prawdziwa. Zdjęć więc nowych nie ma. Nerwy skołatane są, a i owszem.
Tego dnia jedną z miłych rzeczy była przepiekna pogoda i niezły zbiór maślaków- oczywiście z naszej działki. Lipowo jest piękne o każdej porze roku, to też jest pewne.
Nie wiedziałam, co dalej robić. planowałam kolejny surviwal, żeby pilnować dobytku, ale ostatecznie powierzyłam wszystko opiece Boskiej. Niby od dziś, tzn wtorku, cieśle pracuja, ale diabli ich tam wiedzą, czy są naprawdę. Pojutrze sprawdzimy, bo jedziemy sadzić drzewka.
Komentarze