Co dalej w sprawie dachu
Nie pisałam długo, ale znów przyszła zła passa. Pogoda w październiku przepiękna, ale nie dla nas. Nasz majster najpierw się rozchorował, co nawet rozumiem, a potem tradycyjnie znikł. Mnie też dopadła choroba o nazwie ku...ca Ta sytuacja zdołowała mnie totalnie. Ludzie od dachówki umówieni, a my nadal nie mamy dachu- desek i resztek papy.Odechciało mi sie wszystkiego, nawet pisania na blogu, i patrzenia, co u innych słychać, bo to jeszcze bardziej mnie pogrążało.
W końcu chłopcy dekarza zaczeli obrabiać to, co mogli, czyli kłaść łaty na gotowej połaci. Znalazł się i majstrunio, i od wtorku jest, bo dekarze go popędzili. Facet od dachu zna naszego Adama i zmusił go do działania, bo przecież ma gdzie indziej zamówienia, chce u nas zrobić dach, wziąć kasę i robić następne zlecenia. W ten sposób może w przyszłym tygodniu będzie koniec robót. Zobaczymy. Dekarzom wierzę, bo robota pali im się w rękach. Dziś zakładali okna. Przyszła też część dachówki, tyle, ile dadzą radę wyrobić przed weekendem. Dachówka jest bardzo ciemna, prawie czarna. Na zdjęciach wydaje się jaśniejsza. Jest mi wszystko jedno, jaki kolor. Marzę o zakończeniu tego etapu. Chce mieć dach i koniec współpracy z Adamem, przynajmniej na razie.
Nasz domek z łatkami
Nareszcie daszek lukarny
nasza dachówka