Odrobina optymizmu
Długo nie pisałam, bo nie ukrywam, podłamałam się co nieco. Sprawa z prądem nadal w szczerym polu. Majster nieuchwytny, choć śniegi stopniały ...i miał być, ale go nie ma. Umówiliśmy się ze studniarzem. Nie dawał znaku życia. Nie wiem, skąd te pesymistyczne prognozy o bezrobociu. U nas nikt nie chce zarobić.
W końcu mąż wziął studniarza z internetu. Fachowy, słowny, aż miło. Cena z metra 110 zł. za studnięwierconą, rura przekrój 110 mm. Przyjechał wczoraj w niedzielę, bo tak ma dużo zamówień, że innego terminu nie miał.
O siódmej rano już był. Zabrali się do roboty. Koło dziesiątej pierwsze wieści- jest szansa na niezłą wodę, bo piaski dobre. O jedenastej wiadomość-"studnię będzie pan miał za darmo", już dawno tak dobrych piachów nie widziałem. Pojechaliśmy do domu, bo ja miałam tysiące rzeczy do zrobienia-wiadomo, uczniowie dopiero teraz wzięli się do nauki, a w tym tygodniu organizuję jeszcze wycieczkę na Mazury. Spraw mnóstwo. O 17 wracamy z powrotem na działkę, woda leci, jest dobra bez żelaza, prawdopodobnie bez innych uciążliwych domieszek, bez zapachu. Dostaliśmy do domu butelkę z naszą wodą.Jest przezroczysta, bez osadów. Bogu dzięki, że chociaż ta sprawa poszła pomyślnie. A martwiłam sie o tę studnię- czy wogóle będzie woda i jaka, bo w naszej okolicy jest mnóstwo studni z zażelazioną wodą a i blogowicze pisali o przróżnych przygodach Uff...kamień spadł mi z serca. Głęboka studzienka już nasza- całe 30 m-lustro wody na około 11 m.
7 rano zaczynamy
W międzyczasie zawitał do nas taki gość i przyniósł nam dobrą nowinę. W kilkanaście minut później dowiedzieliśmy się, że siostrzenica męża spodziewa się bobasa. I jak tu nie ufać opatrzności?